czwartek, 25 sierpnia 2011

Miasto pomników


Skopje jest z pewnością miastem o największej liczbie pomników. Można bawić się w grę pod tytułem „ile pomników widzisz na obrazku?”. Nawet kiedy wydaje Ci się, że doskonale znasz daną ulicę, każdy jej fragment i zabudowę, za którymś razem i tak trafisz na kamiennego mieszkańca, którego wcześniej nie widziałeś. Nie ma jednej tendencji, pomniki grupowe i pojedyncze, realistyczne i abstrakcyjne, wojownicy na koniach, zwierzęta, posągowe piękności…



                                                             


 
i coś ekstra, różowy cukiereczek!



niedziela, 21 sierpnia 2011

W objęciach Matki


Matka to sztuczne jezioro, w przepięknym kanionie, oddalonym o 17 km od Skopje. Znajdują się tu oryginalne formy krasowe, jaskinie, przepaście, wiele endemicznych gatunków fiołka, pajęczaków oraz 18 gatunków motyli, co prawda naliczyłam tylko 2, ale wierzę, że tam są! Ze względu na znaczną bioróżnorodność kanion został wpisany na listę programu CORINE, w ramach prac Europejskiej Agencji Środowiskowej.

Wybraliśmy się tam sobotnim rankiem, a raczej przedpołudniem. Zestaw obejmował jedną Polkę, jedną Singapurkę i jednego Turka. Miejskim autobusem (nr 5) dostaliśmy się na obrzeża miasta, co już stanowiło nie lada atrakcję. W trakcie przejażdżki można poznać dzielnice znacznie oddalone od centrum, a w nich niesamowity kompleks akademików „Goce Delcev” z lat 70tych, olbrzymią, betonową konstrukcję.
Bezpośrednio do Matki dojeżdża wiekowa nyska (nr 60). Już w trakcie jazdy można podziwiać przepiękne widoki na góry i wioski, położone w dolinach. Ograniczone miejsce i upał  sprzyjają zawieraniu znajomości. Lokalni pasażerowie pomagają w wyborze najlepszego widoku na zdjęcie, o czym przekonali się zapoznani na przystanku Macedończycy. Kiedy chcieli zrobić zdjęcie z nyski, siedzący obok mnie starszy Pan, zasugerował żeby się wstrzymali bo za kilka metrów widok będzie o wiele lepszy. Nie mylił się, rzeczywiście warto było poczekać.
Sam kanion naprawdę zapiera dech w piersiach. Przepiękna zieleń i czysta woda. Można udać się na wycieczkę łodzią (300 denarów, ok 5 euro), podziwiać widoki i odwiedzić jedną z jaskiń. Następnie udać się na wycieczkę do jednego z 4 monasterów, które były schronieniem dla prześladowanych, w czasie tureckiej okupacji. My wybraliśmy świątynię st. Nicolasa. Wspinaczka zajmuje około godziny, a z każdym metrem widoki są coraz piękniejsze.
Nasz cel okazał się niewielkim monasterem z XIV wieku. Zupełnie nierestaurowanym, o czym świadczyły zatarte wizerunki świętych na ścianach oraz wyryte inicjały z początków XX wieku, 1911, 1922, 1956...W monasterach można spędzić noc, można wybrać również kemping nad samym jeziorem. My jednak mamy inne plany na sobotni wieczór i wracamy do domu, do którego zabiera nas ten sam, poranny kierowca nyski. Czekając na przystanku, na przesiadkę, zostajemy zaproszeni na rodzinną imprezę z towarzyszeniem cygańskiej orkiestry. Zostajemy tam tylko chwilkę bo autobus czeka, zresztą dźwięki trąbki i saksofonu zdecydowanie lepiej brzmią z odległości 10 metrów niż 50 centymetrów od ucha!
Pewien znajomy opowiedział mi o swojej teorii wewnętrznego ogrodu, w którym „zasadza” wszystkie ważne dla niego miejsca. Czasami są to już duże, mocno zakorzenione drzewa z liśćmi i kwiatami, symbolizującymi wydarzenia, napotkane osoby, czasami są to tylko nasiona, które czekają na wykiełkowanie w odpowiednim momencie. W moim ogrodzie zasadzam Matkę, na razie jako zarodek, żeby nie zapomnieć i żeby powrócić.







 


piątek, 19 sierpnia 2011

Zasady ruchu drogowego czyli jak bezpiecznie poruszać się po ulicach Skopje


1. Światła są dla ludzi, a nie ludzie dla świateł! Nawet jeżeli świeci się czerwone, a nic nie jedzie po prostu przechodź! Jeżeli akurat będzie jechał radiowóz, jednego możesz być pewny, na pewno się zatrzyma i Cię przepuści!

2. Nie trać czasu i energii na poszukiwanie najbliższej zebry! Jeżeli akurat będzie jechał radiowóz – patrz pkt 1.

3. Jeżeli kierowca autobusu zatrzyma się w trakcie jazdy i szybko wyskoczy do pobliskiego mięsnego po kiełbasę, nie okazuj oburzenia, po prostu przeklnij pod nosem i zaśmiej się razem ze współpasażerami!

4. Pamiętaj, że są 3 rodzaje autobusów – z tak zwaną naturalną klimatyzacją, świeże powietrze przedostaje się przez, specjalnie wykonane w tym celu, dziury w podłodze, niedomknięte drzwi i otwarte okna; nowoczesne busy bez charakteru i stare pksy, przystosowane na potrzeby miejskiej komunikacji.

5. Nie staraj się za wszelką cenę odnaleźć rozkładu jazdy autobusów, po prostu go nie ma! Podobnie jak numerów na przystanku! Czekasz i już, wcześniej czy później coś na pewno nadjedzie!

wtorek, 16 sierpnia 2011

Szaleństwo w Guča – made in Serbia

Guča to największy na świecie festiwal trębaczy, organizowany nieprzerwanie od 1961 roku, w sercu Serbii w regionie Dragačevo, niedaleko miasteczka Cačak. Dźwięk trąbki towarzyszy wszystkim najważniejszym wydarzeniom rodzinnym i tradycyjnym imprezom lokalnym w serbskich wioskach i miasteczkach. Instrument często przechodzi z ojca na  syna i stanowi ogromną wartość, nierzadko również ważne źródło utrzymania. Serbscy muzycy dźwięk trąbki, tuby czy saksofonem mają po prostu we krwi. Miles Davis, który uczestniczył w festiwalu, powiedział: „Nie wiedziałem, że można w taki sposób grać na trąbce”.  W trakcie 5 dni odbywają się liczne konkursy, pojedynki na trąbki, a także występy gwiazd jak Boban i Marko Marković Orchestar czy Goran Bregović.
Wyobraźcie sobie małe miasteczko, liczące około 2000 mieszkańców, do którego w przeciągu tygodnia zjeżdża 600 000 przybyszów z całej Europy, a 4 główne ulice zamieniają się w miejsce nieprzerwanym parad, spontanicznych tańców i targu z przeróżnymi rzeczami, od oryginalnego rękodzieła, przez tandetne turystyczne pamiątki po ręczne gilotynki do krojenia mięsiwa. Bo Guča to również festiwal kulinarny. Można tu spróbować lokalnych przysmaków, a prosiak, smażący się na rożnie to stały element krajobrazu. Jednocześnie Guča jest czystym szaleństwem, dziwacznym tworem, niepodobnym do niczego innego. Tysiące turystów, setki Serbów, przyjeżdżających dla muzyki, serbskich dziewczyn i…piwa tudzież rakiji, spożywanych od rana do nocy. Muszę przyznać, że bez alkoholu trudno przetrwać w Guča, podobnie jak bez zatyczek do uszu, bowiem odgłosy trąbek rozchodzą się po całej okolicy bez przerwy. Na każdej wolnej przestrzeni rozstawione są namioty, wozy campingowe, prowizoryczne prysznice…Pomimo pozytywnej atmosfery, pod tym wszystkim kryją się bałkańskie paradoksy i smutne fakty. W tłumie można zauważyć mnóstwo czapek serbskich czetników, nacjonalistycznych oddziałów partyzanckich, z czasów II wojny światowej. To trochę tak jakby na festiwalu w Niemczech, zaczęto sprzedawać swastyki. Kolejnym, na pozór pozytywnym obrazem, są niezliczone grupy cygańskich muzyków, chodzących po ulicach, które za opłatą dostarczają rozrywki ubawionym turystom. Tutaj jest ich czas, poza festiwalem są tylko niechcianymi żebrakami…Mimo wszystko warto przynajmniej raz odwiedzić festiwal, wczuć się w atmosferę, wspiąć się na pomnik trębacza i szaleńczo zatańczyć do dźwięku trąbek.









czwartek, 4 sierpnia 2011

nieWidzialne Granice

Lubię przeglądać paszporty, w poszukiwaniu celów podróży, pieczątek, wiz, kolorowych egzotycznych znaczków…dowodów, że dostaliśmy pozwolenie na wjazd do obcego kraju…Lubię również sama kolekcjonować pieczątki, niestety póki co Europy nie opuściłam, ale na szczęście i tu są jeszcze miejsca gdzie pieczątka w paszporcie jest obowiązkowa! Ta niepewność na granicy, kolejki, no man’s land między jedną granicą a drugą…Macedonia/Serbia/Bułgaria/Grecja/Bośnia&Hercegovina…Najbardziej kontrowersyjna jest oczywiście granica pomiędzy Serbią a Kosowem. Jeżeli planujemy odwiedzić oba te kraje, bezpieczniej jest najpierw udać się do Serbii, a później do Kosowa. W przeciwnym razie możemy zostać zawróceni z granicy. Jeżeli dostajemy się do Serbii z Kosowa, możemy zostać posądzeni o nielegalny wjazd na teren państwa. Jeżeli posiadamy wcześniejsze pieczątki z granicy kosowskiej, mogą zostać przekreślone i zasłonięte serbską pieczątką. Jest jeszcze inne rozwiązanie, na granicy z Kosowem można poprosić o pieczątkę nie w paszporcie, ale na osobnej kartce…Są jeszcze mniejsze granice, taka jak ta w Kosowskiej Mitrowicy. Miasto podzielone jest między Albańczyków a Serbów,  granicę stanowi rzeka Ibar, na moście widać głównie policję, a  między grupami etnicznymi nadal wybuchają zamieszki. Jest też niewidzialna granica dzieląca Serbię na część serbską i albańską, która kiedyś należała do Bośni…Granice państwowe najprościej usunąć, trudniej zachować jedność między różnymi grupami etnicznymi, a to nie jest problem tylko Bałkan.

Karta wjazdu do Kosowa.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

W domu czujemy się jak turyści

Prizren leży w południowym Kosowie, jest jednym z najbardziej turystycznych miejsc w kraju, ze względu na obfitość zabytków obu wielkich religii regionu – prawosławia i islamu, oryginalną zabudowę starego miasta oraz imprezy kulturalne. Mi przypomina Sarajewo, niektórzy porównują je z Istambułem, jeszcze inni twierdzą, że modlitwy muezina rozchodzą się podobnie tylko w Jerozolimie, nietrudno mi w to uwierzyć, biorąc pod uwagę fakt, że w tym niewielkim miasteczku jest około 40 meczetów.
Przez ostatni tydzień miałam okazję chłonąć atmosferę miasta podczas 10 edycji festiwalu filmów dokumentalnych DokuFest. Jest to jedno z największych tego typu wydarzeń w tym regionie i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że miasteczko nadal nie posiada ani jednego kina z prawdziwego zdarzenia, prezentującego całoroczny repertuar. W trakcie festiwalu filmy można oglądać na otwartym powietrzu, nad rzeką, w muzeum, na wzgórzu z widokiem na bizantyjską fortecę…całe miasto opanowane jest przez wielbicieli filmów, co stwarza niepowtarzalną atmosferę, z zachowaniem kameralności i swobody bo w trakcie spaceru można wpaść na ważną osobistość festiwalu, głównego dyrektora, reżysera, fotografa…mieć niezobowiązującą rozmowę, przy filiżance gęstej, czarnej tureckiej kawy.
Kilka migawek z pobytu - pyszny burek z kapustą z ayranem, fontanna na środku starego miasta, z której nabierają wodę nawet kelnerzy, podobno każdy kto się z niej napije albo umrze albo weźmie ślub w Prizren (co dla niektórych zapewne oznacza to  samo), wąskie uliczki, niczym labirynt, mnóstwo kawiarenek, sklepiki kuszące orzechowymi mieszankami, sprzedawca  kukurydzy, który co pół godziny wybija rytm na tureckim bębenku, wzgórze z fortecą i zniszczonymi serbskimi domami, niesamowita panorama miasta i widok na sąsiadującą Albanię, albańskie ślubne korowody, kosowskie i albańskie flagi na dachach, latarniach, samochodach, słupy elektryczne, tysiące śmieci, patrole KFORU, otwartość i gościnność mieszkańców…
Napis, widniejący nad rzeką przepływającą przez miasto: „at home we feel like a tourist” nabiera tu podwójnego znaczenia. Prizren jako jedno z bardziej turystycznych miast Kosowa, które zapewne żyje z festiwalu i przyjezdnych, Kosowo jako kraj wciąż przez wielu nieakceptowany, którego mieszkańcy aby gdziekolwiek wyjechać potrzebują wizy…o wciąż istniejących konfliktach etnicznych przypomniało wydarzenie podczas festiwalu, śmierć kosowskiego żołnierza rannego w Mitrovicy podczas zamieszek na granicy serbsko-kosowskiej. Nie znam się na polityce, prawo, lewo, środek, to dla mnie jedynie kierunki, ku którym podąża wzrok, wciąż mało wiem o historii tego regionu, ale słuchając Kosowarów i widząc ich zachowanie, wiem, że mają prawo do posiadanie swojej ziemi, przecież to tylko 11 000 km², 7 razy mnie niż cała Serbia…

Zdjęcia: Zbigniew Drzewiecki