sobota, 24 września 2011

Podróż za jeden uśmiech


Długo nie pisałam bo też byłam poza Skopje, moim nowym domem. Dużo się działo i muszę najpierw wszystko poukładać sobie w głowie żeby potem przelać to na papier (a raczej wystukać na klawiaturze). W kolejce czeka też opisanie tego co ja właściwie tutaj robię, na czym polega cały ten wolontariat…ale to później. Pokrótce, byłam na szkoleniu w Sarajewie, miało przybliżyć nam projekt Europejskiego Wolontariatu, wskazać możliwości…takie blebleble, z którego nic nie wynikało i nikt nie wiedział jakie właściwie jest przesłanie i cel, wszystko i nic, ale cieszę się, że mogłam spotkać ciekawych ludzi, wymienić się doświadczeniami i ponownie odwiedzić niesamowite miasto i Bośnię, która nadal pozostaje dla mnie najpiękniejszym krajem na Bałkanach. Potem wracaliśmy do Macedonii przez Hercegowinę, Chorwację, Czarnogórę…dużo odwiedzanych miejsc widziałam już w zeszłym roku, ale patrzyłam na nie od nowa, od innej strony, z innymi ludźmi, a na końcu mój upragniony cel – Albania! Było cudnie, ale walory krajoznawcze postaram się spisać później.  Podróżowaliśmy oczywiście na stopa, który jest niezwykle popularny wśród wolontariuszy, z tej prostej przyczyny, że jest najtańszy, ale nie tylko o to chodzi. Moc wrażeń, niepewność, mijane krajobrazy…wiem, że niektórzy mogą mieć inne zdanie, ale z moich doświadczeń wynika, że Bałkany są idealnym miejscem na tego typu dyscyplinę. Autostop wciąga i już nieważny staje się cel, ale po prostu bycie w drodze. Przygoda zaczyna się już w momencie przekroczenia progu domu. Jest to doskonały sposób na odnalezienie wiary w dobro i bezinteresowność, które tkwią w każdym z nas. Nie twierdzę, że na Bałkanach ludzie są lepsi, dobrych ludzi można spotkać wszędzie, ale tutaj jak nigdzie w Europie spotyka się taką dobroduszność, bezinteresowność, która czasami zawstydza bo wzbudza niepotrzebną podejrzliwość. Każdy kto podróżuje w ten sposób ma swoje własne przygody i każda z nich jest równie wartościowa,  nie ma więc sensu zagłębiać się w szczegóły. Na Bałkanach autostopowicz i w ogóle przybysz z zewnątrz nadal wzbudza ciekawość, połączoną w rozbrajającą nieśmiałością. Zawsze można liczyć na brzoskwinie czy arbuza od gospodarza, którego dom właśnie mijamy w mozolnej marszrucie, poszukując idealnego miejsca na złapanie upragnionego auta, przydrożny sprzedawca owoców wyciągnie tekturkę i własnoręcznie napisze najbliższe miasto, do którego zmierzamy, nic nie smakuje lepiej niż chleb z serem i pomidorem zjedzony w towarzystwie na poboczu drogi, w przerwie na lunch zawsze możemy liczyć na plastikowe krzesełko, które ktoś nam wystawi przed sklep, nasz kierowca zatrzyma się specjalnie żeby kupić nam świeże owoce i orzeźwiający sok i nie ma litości, wszystko musi zostać skonsumowane! Ktoś zaproponuje kawę, ktoś zawróci z trasy tylko po to żeby zabrać nas kilka metrów dalej, gdzie prościej będzie złapać auto…ktoś, kto nie może się z nami dogadać, zadzwoni do przyjaciela i poda nam słuchawkę…Nie twierdzę, że czasami nie wolałabym wsiąść do autobusu lub pociągu i niczym się nie przejmować, dotrzeć zwyczajnie z punktu A do punktu B, ale jeżeli tylko pomyślę co mogłabym przez to stracić, ile spotkań, usłyszanych historii, robię kolejne plany podróży, mozolnie pakuję plecak, kolekcjonuję tekturowe drogowskazy i wystawiam kciuk na drogę! 


Nie wiem czy wiecie, że w latach 60 i 70tych autostop był w Polsce formalnie zalegalizowany! Była to „Akcja Autostop”, podróżujący mógł dostać specjalną książeczkę z kuponami, które następnie przekazywał kierowcy, a ten mógł wymienić je na jakiś drobny prezent!


czwartek, 1 września 2011

Skopje się buduje

Od pierwszych dni mojego pobytu w stolicy Macedonii, zaczęłam zauważać pewne podobieństwa z Warszawą. Oba miasta na pierwszy rzut oka nie wydają się urodziwe, żeby je polubić potrzeba czasu. Skopje podobnie jak Warszawa, zostało zniszczone, tyle że nie rękami ludzi, a siłami natury. 26 lipca 1963 roku miasto nawiedziło, tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi. Ponad 1000 mieszkańców straciło życie, a samo miasto zostało zniszczone w 75%. Ocalał piętnastowieczny, kamienny most, a także stara czarszija, czyli stare targowisko, najciekawsza i najpiękniejsza część Skopje, znajdująca się po prawej stronie rzeki Vardar (nazwa, która nieustannie kojarzy mi się z tolkienowskim Mordorem).
Z powodu zniszczenia dawnej, zabytkowej architektury, trudno dopatrzyć się tu jednolitego planu zagospodarowania przestrzeni, a samo miasto jest obecnie jednym wielkim placem budowy. Bo Skopje ma plan, tyle, że nie 2012, a 2014!
Projekt ten zakłada uczynienie ze Skopje stolicy monumentalnej, zapierającej dech w piersi. Jest to projekt szaleńca, zakłada wybudowanie 20 nowych budynków w stylu neoklasycystycznym,  włączając muzea, teatry, sale koncertowe, hotele, budynki administracyjne, podobną ilość nowych pomników, 22 metrowy marmurowy łuk triumfalny oraz gigantyczny pomnik, od którego wszystko się zaczęło…
W czerwcu 2011 na głównym planu Skopje stanęła potężna kolumna ze starożytnym wojownikiem Aleksandrem Wielkim. Usytuowany na 10 metrowej fontannie, kompletna statua liczy sobie 24 metry wysokości. Rzeźba wywołała kontrowersje i krytykę ze strony Greków, którzy uważają, że Aleksander należy do nich. Podobnie jak protestują przeciwko nazwie Macedonia, którą używają na określenie prowincji na północy Grecji. Z tego też powodu na forum międzynarodowym używa się nazwy Była Jugosłowiańska Republika Macedonii (FYROM Macedonia). Wracając do Aleksandra Wielkiego, dla uspokojenia sąsiadów jest on teraz po prostu „bezimiennym wojownikiem na koniu”. Wkrótce ma stanąć jeszcze większy pomnik „wojownika z towarzyszącymi pomnikami i fontannami”. Całość ma składać się z głównej rzeźby na piedestale, 4 fontann z rzeźbami wojowników, kobiety, koni i lwów. W rzeczywistości ma to być ojciec Aleksandra Filip i jego żona Olympia, czy będzie też tam mały Aleksander, niestety nie wiem.
Do tego, dla miasta liczącego ok 670 000 mieszkańców, zakupiono 68 piętrowych busów prosto z Chin. Niesamowicie hojny gest, biorą pod uwagę, że miasto liczy 670 000 mieszkańców i do dużych nie należy. Władze szykują się w ten sposób na powitanie niekończących się pielgrzymek turystów, które zapewne nawiedzą miasto po 2014 roku. Cały ten chory plan ma kosztować miasto 80 milionów euro, aczkolwiek opozycja twierdzi, że wydatki sięgną 500 milionów euro. Co na to sami mieszkańcy? Nikt ich nie pytał o zdanie, całe to przedstawienie uważa się za próbę odwrócenia uwagi od bezrobocia, szerzącej się korupcji i kumoterstwa oraz bezskutecznego starania się o wejście do EU i NATO.
Do ciekawostki należy również milenijny krzyż, na szczycie góry Vodno. który góruje nad miastem. Został wybudowany w celu uczczenia 2000 panowania chrześcijaństwa. Troszkę nieładnie, biorąc pod uwagę, że drugą pod względem wielkości grupę etniczną miasta, stanowią Albańczycy. Krzyż ma 66 metrów wysokości i w nocy jest podświetlony, co sprawia niesamowite wrażenie. Jak ironicznie stwierdził lokalny Macedończyk, Skopje można porównać do wielkiego grobu, na którym góruje krzyż...